poniedziałek, 2 listopada 2015

Kota z Cheshire spotkałem - wywiad z Markiem Żelkowskim

ZwB Pana imponujący dorobek literacki wskazuje na to, że lubi Pan najróżniejsze formy: od opowiadań i słuchowisk po powieści science fiction i fantasy. Nie stroni Pan również od gatunków non fiction. Teraz otrzymaliśmy powieść sensacyjną, czyli „Kota z Cheshire”. Jest to więc twórczość i formalnie, i tematycznie bardzo bogata i zróżnicowana. Co można uznać za dominujący motyw Pana twórczości? Jest coś takiego, co łączy te wszystkie książki?

Marek Żelkowski Myślę, że jest. To jedna, ale za to bardzo ważna rzecz – radość opowiadania historii. Odpowiedź nie jest może zbyt oryginalna, więc dorzucę jeszcze swoją głęboką wiarę w to, iż są to historie ciekawe, a chwilami nawet porywające. W każdym razie bardzo bym chciał, aby ktoś, po latach wspominając jedną z moich opowieści, doszedł do wniosku, że nie zmarnował czasu, czytając ją. Inne punkty wspólne w utworach made in Żelkowski trudno byłoby chyba znaleźć. Ale jeśli któryś z badaczy prozy ma ochotę dokonać ich „wypatroszenia” oraz analizy stanu umysłu autora, to życzę powodzenia. Dominujące motywy trudno będzie znaleźć z jeszcze jednego powodu. Często podkreślam, że jestem człowiekiem o paskudnym charakterze, który bywa kapryśny i łatwo się nudzi. Nie potrafię pisać efektywnie ciągle w tej samej konwencji albo na ten sam temat. Dlatego stosuję „płodozmian”. Raz trochę SF, innym razem sensacja, a potem powieść dla młodzieży. Dzięki temu nie nudzę się, stukając w klawiaturę. Ktoś mógłby w tym miejscu trzeźwo zauważyć, że w Polsce, jak dotąd, nie wprowadzono jeszcze przymusu pisania i jeśli czasami wpadam w tzw. ziew, to mogę w ogóle nie pisać. Ale tu pojawia się problem, ponieważ ja nie wyobrażam sobie życia bez opowiadania historii.

Ciąg dalszy wywiadu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz